Okonomiyaki Cię uszczęśliwi
Jeśli miałabym wybrać jedno, jedynie danie kuchni japońskiej, które mogę przyrządzać w nieskończoność w domu, to z pewnością byłby to bohater dzisiejszego odcinka.
Do dobrego ramenu mam z rzadka cierpliwość, do znakomitego sashimi brakuje świeżych i wysokiej jakości ryb, do takoyaki nie mam specjalnej patelni, a nawet wspaniały ryż w onigiri czy oyakodon – może się przejeść.
Ale okonomiyaki to zupełnie inna historia…
Pierwszy raz jadłam je w Kioto, kiedy o kuchni japońskiej pojęcie miałam mniej niż nikłe. Do przypadkowo wybranej restauracji niedaleko hotelu wybraliśmy z lekka słaniając się na nogach ze zmęczenia. Z przypadkowymi knajpami w Japonii jest tak, że do tej pory nie udało nam się trafić źle ? Ta była tak dobra, że chodzimy tam do tej pory. Dania wybieraliśmy pokazując palcem na pozycję w karcie albo na talerze sąsiadów. Padło na okonomiyaki, które zdumiało nas dziwnymi owadami na powierzchni dania. Owady trzepotały skrzydłami i smakowały rybą. Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z katsuobushi ? I tak wyglądało pierwsze spotkanie z okonomiyaki – ale wtedy była to wersja z regionu Kansai.
Wersja z Kansai czy z Hiroszimy?
W skrócie mówiąc okonomiyaki jest plackiem smażonym z dodatkiem kapusty i innych składników. Dokładnie tłumacząc nazwę dania oznacza ono „smażysz, co chcesz”. Zatem w regionie Kansai uznali, że smażą co chcą mieszając wszystkie składniki razem, łącząc je ciastem przypominającym naleśnikowe. Natomiast w Hiroszimie postanowili smażyć co chcą nieco inaczej – układając składniki w warstwy, na dodatek dorzucając makaron. I taka jest różnica między tymi dwiema wersjami.
Bary z okonomiyaki
I kiedy spróbowałam w Hiroszimie tamtejszej wersji – to przepadłam. To danie jest tam niezwykle popularne, do tego stopnia, że powstały specjalne „parki tematyczne”. Jedno z takich miejsc znajduje się niedaleko dworca. Całe piętro w budynku, w którym są również salony gier, karaoke, bary i masa innych restauracji. Piętro z okonomiyaki przypomina niekończący się festiwal ulicznego jedzenia, na którym serwowane jest wyłącznie jedno, jedyne danie. Ale za to w przeróżnych odsłonach.
Każde ze stoisk wygląda tak samo. Gorące stoły teppanyaki, taborety, plastikowe kosze do włożenia plecaków i toreb. Stare telewizory, lodówki z demobilu, zużyte kartki z menu, zaplecze, które nie spotkałoby się z przychylnością Sanepidu, wory z kapustą, kosze z jajkami. I zmrożone kufle na piwo. W zasadzie w każdej z tych knajp jest to samo, dotyczy to także cen. Zatem tylko od Ciebie zależy, którego z szefów kuchni wybierzesz. Czy zaufasz bardziej temu wyglądającemu na zawodnika sumo (jeśli je w pracy, to musi wiedzieć co jest dobre) czy może temu, który przypomina członka motocyklowego gangu bosozoku (i z tym raczej nie chcesz zadzierać)? Powiem Ci prawdę. Cokolwiek wybierzesz – będzie dobrze.
Co wybrać i jak jeść?
Siadasz, z menu wybierasz wersję (rodzaj makaronu – może być yakisoba, a może być udon, dodatki). Wersja standard kosztuje 900 jenów, najbardziej wypasiona 1 400 jenów (35 – 55 zł). Może być z krewetkami, może być z kalmarami, a może być z ostrygami. Albo i z serem. Ale zawsze będzie z kapustą ? W końcu to takie oczywiste połączenie – ostrygi z kapustą. Ja zazwyczaj biorę wersję podstawową i taka najbardziej mi smakuje. Przygotowanie okonomiyaki to spektakl wart obejrzenia: https://youtu.be/0qxS3lQFX1Q
Porcje odkrawa się metalową szpatułką (hera) i przekłada na niewielki talerz, z którego danie zjada się pałeczkami. Lokalsi jedzą prosto z hery 🙂 Do tego zimne piwo i naprawdę nie ma dania lepszego na poprawę humoru.
Historia okonomiyaki
Hiroszima jest jedynym miastem w Japonii, w którym płakałam. Historia tego miejsca, ciężar zdjęć, pamiątek i wspomnień, które można zobaczyć w Muzeum Pokoju jest niewyobrażalny. Po pierwszym razie obiecałam sobie, że nigdy więcej tam nie wrócę. Ale jest w tym mieście coś, co sprawia, że czuję się tam dobrze. I zupełnie nie trywializując – okonomiyaki jest jednym z tych drobiazgów, które sprawiają, że wracam.
Historia dania nie jest szczególnie długa czy zawikłana. W Japonii od dawna jedzono dania zwane issen yōshoku czyli naleśnik przyrządzony z mąki i wody, przybrany zieloną cebulą i suszonymi rybnymi płatkami. Po wybuchu bomby atomowej Hiroszima walczyła z ogromnym głodem. Metalowe płyty ze zniszczonych budynków napotkały mąkę z darów od Stanów Zjednoczonych i issen yōshoku zaczęły znowu być przyrządzane. Z czasem danie ewoluowało – zaczęto dodawać do niego kapustę, jajka, wieprzowinę, makaron. Okonomiyaki w Hiroszimie jest symbolem tego, że jak wiele można przetrwać, nawet w obliczu naprawdę traumatycznych wydarzeń.
Jeśli masz ochotę dowiedzieć się więcej, to zajrzyj na oficjalną stronę Akademii Okonomiyaki
A tu możesz obejrzeć animowaną historię tego dania: https://youtu.be/I5qlqrzEKDU
Okonomiyaki wersja domowa
Oczywiście nigdy nie udało mi się zrobić tak dobrej wersji, jak ta w Hiroszimie. Wprawdzie mój mąż twierdzi co innego, ale to bardzo mądry człowiek, który wie co mówić swojej żonie ?
Niemniej jednak przy dostępie do odpowiednich składników można stworzyć wersję bardzo zbliżoną. Nie należy się przejmować bałaganem i rozsypaną kapustą. Przepis poniżej. Do przygotowania okonomiyaki zgłosiło się dwoje śmiałych Tomodachi: Anita i Maciek. Poniżej znajdziecie ich zdjęcia i przemyślenia. Moje główne przemyślenie było takie – ponieważ została mi kapusta i wszystkie inne składniki, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby okonomiyaki robić dwa dni z rzędu ?
Pełny przepis na samym końcu.
Anita
Nasze okonomi cursed hiroshima style, boczek i cheddar. Dotąd w naszym domu często gościły Kansai style okonomiyaki i to był pierwszy raz, kiedy przyszło stawić mi czoła warstwowemu monstrum. Poczynione zostały dwa zamienniki, zamiast sosu do okonomiyaki użyliśmy sosu do tonkatsu, no i zamiast Kewpie użyliśmy majonezu marki Mosso…która jest wykupiona przez Kewpie, więc close enough. Przyznam się szczerze, stchórzyłam trochę, znając moje zdolności manualne, jak zaczęłam układać pociętą kapustę i zobaczyłam jaka górka się tworzy, to w mojej głowie pojawił się ostrzegawczy wykrzyknik „nie ma mowy, byś to obróciła do góry nogami” i trochę sobie pozwoliłam sypnąć mniej, myślami wracając do mojej kochanej osakowej mieszanki kapusta+masa, która zupełnie nie sprawia problemów przy przerzucaniu. No i koniec końców tak przy tym skakaniu góra dół trochę makaron uciekł w prawo, trochę kapusta w lewo, no ale udało się całkiem przyzwoity totem zrobić.
Wyglądem trochę straszy, ale używaliśmy ręcznie skruszonego nori, i wygląda teraz trochę jakby coś się tam spaliło na wierzchu ale wszystko było buono! Przede wszystkim, odnalazłam upodobanie do yakisoby, która z jakiś powodów, nigdy nie jest u nas robiona. Chyba trzeba kupić buły do hot dogów i z nadmiaru makarony zrobić yakisoba bun 🙂 No, ale jeszcze trochę wprawy i myślę, że będzie to całkiem zgrabnie wyglądać.
Maciek
Wydaje mi się, że wersja z Hiroszimy jest znacznie trudniejsza od wersji z Osaki, głównie ze względu na to, że każdy ze składników tworzy osobną warstwę. Każda z tych warstw musi być odpowiednio przyrządzona, trzeba dobrze znać narzędzia, temperatury, mieć wyczucie do ciasta. Zdecydowanie wolę wersję z Hiroshimy, właśnie ze względu na różnicę faktur pomiędzy warstwami. Zresztą my uwielbiamy przyrządzać yakisobę, więc tutaj nam to również bardzo smakowało.
1 komentarz
[…] https://mochiko.pl/okonomiyaki/?fbclid=IwAR2P2J3MEWUJd7krA0BCK3vMcdugJ1Rdj_BAN5f8dGnKYDNT7rqFpsiHL5Y […]