Japonia na talerzu. Wykłady i warsztaty kulinarne.

Mochiko

Warsztaty kulinarne – czy to dobry pomysł?

W warsztatach kulinarnych kuchni japońskiej brałam udział raz, w Kioto. Ze względu na rozszerzającą się pandemię coraz więcej turystów zaczynało odwoływać swoje wyjazdy do Japonii. Zatem w lutym można było się cieszyć pustoszejącymi ulicami. Niedobre dla turystyki, wspaniałe dla tych, którzy do Japonii przyjechali. Zapisałam się na warsztaty, które połączone były z zakupami na targu Nishiki. Samo gotowanie nie było tam dla mnie priorytetem. Natomiast zależało mi na lokalsie, który gotuje i potrafi powiedzieć mi wszystko o produktach dostępnych na targu. W warsztatach oprócz mnie wzięła udział para młodych Amerykanów, którzy o kuchni japońskiej nie wiedzieli nic, a prowadząca ani nie potrafiła specjalnie ciekawie opowiadać, ani nie pokazywała nam prawdziwych perełek na targu. Ot, takie same podstawy dla początkujących, wynudziłam się. Dlatego wtedy zdecydowałam, że kolejne warsztaty kulinarne w Japonii będą już na trochę trudniejszym poziomie. I jak tylko uda mi się dotrzeć po przerwie, to takie będą.

Krakowska Manggha – warsztaty kulinarne

W moim ukochanym rodzinnym Krakowie mamy wyjątkową perłę w japońskiej koronie. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, z funkcjonującą na jego terenie Cafe Manggha. O tym miejscu już Wam opowiadałam. Zaglądam dla wystaw, zaglądam dla przekąsek i zaglądam dla przepięknego widoku na Wawel. Teraz zajrzałam dla warsztatów „Japonia na talerzu”.

O warsztatach tam prowadzonych wiedziałam od zeszłego roku, kiedy wystartowała pierwsza edycja, ale nigdy nie udało mi się zgrać terminu. Do tej pory odbyły warsztaty z daniami z herbatą, onigiri, gyozą i nimono. Potem była wirusowa przerwa, a po przerwie ruszyli z edycją „Miso” w czerwcu, a następnie edycją „Makarony” w lipcu. I to właśnie w tej ostatniej wzięłam udział. Łącznie ze mną było 14 osób plus 4 osoby prowadzące. Reżim sanitarny obejmował mierzenie temperatury przed wejściem, mycie i odkażanie rąk. A poza tym reżimem – po prostu wspaniała zabawa. Koszt warsztatów to 170 zł od osoby, chyba, że idziecie we dwójkę to wtedy 300 zł za parę. W cenie wykład, gotowanie, jedzenie tego, co ugotowaliście oraz napoje.

Warsztaty prowadzone są przez Olgę Podsiadło, autorkę cyklu fotografii ilustrujących życie mieszkańców japońskich metropolii i dwukrotną stypendystkę uczelni Tokyo Gakugei Daigaku i Tohoku Daigaku. Przez dwa lata spędzone w Tokio i Sendai, Olga pogłębiała swoją specjalizację w zakresie współczesnych drzeworytów, kaligrafii i języka japońskiego. Obecnie pracuje w Dziale Edukacji Mangghi, a hobbystycznie szlifuje umiejętności kucharskie, nabyte pod opieką japońskich szefów kuchni.

Olga jest kopalnią wiedzy, więc jeśli dotrzecie kiedyś na warsztaty do niej – bądźcie górnikami 🙂 i wydobądźcie z niej jak najwięcej. Chętnie się tą wiedzą dzieli, opowiada barwnie i zna Japonię na wylot.

Wrażenia z warsztatów

Od strony technicznej warsztaty naprawdę znakomicie przygotowane – długie stoły z całym potrzebnym sprzętem (kuchenki indukcyjne, maszynki do makaronu, saibashi akai czyli długie pałeczki do gotowania) i składnikami. Do pomocy przy przygotowywaniu dwie super mistrzynie kuchni i jeden nie mniej super mistrz kawy i herbaty (polecam ich fantastycznie przygotowaną hojichę).

A nad tym wszystkim czuwała Olga, sprawdzając czy ciasto jest odpowiednio miękkie, bezlitośnie odrzucając nieidealny makaron, odpowiadając o swoich doświadczeniach kulinarnych w Japonii i dokumentując na kliszy aparatu wszystko, co zrobiliśmy. W powietrzu unosiła się mąka i atmosfera dobrej zabawy. Nie wiem, jak oni ogarnęli cały ten chaos związany z 14 osobami, workami mąki, miskami z lodem, rozbijającymi się miseczkami, lukrem, nitkami makaronu na podłodze, pytaniami strzelającymi z każdej strony. Wprawdzie to uczestnicy kroili, mieszali, dosypywali i ugniatali, ale żeby ogarnąć wszystko, to trzeba było mieć anielską cierpliwość. Ale dali radę 🙂 A to wszystko w gorącą, lipcową noc nad Wisłą, gdzie z tarasu rozpościerał się taki widok:

A co udało się nam ugotować? Jako, że przewodnim motywem były makarony, to z makaronem była przystawka (zaru soba czyli makaron pszenno-gryczany podawany na zimno), na danie główne hiyashi chūka (potocznie zwany „zimnym ramenem”, a do tego sałatka z glonów wakame z sezamem). Na deser makaronu nie było, były za to pyszne ciasteczka z mąką gryczaną i czekoladą z lukrem z herbaty hojicha.

Przepisy są łatwe, a jednocześnie można zaszpanować ;). Zawsze uważałam samodzielne robienie makaronu za imponujący wyczyn. A tu jeszcze i mąka gryczana i makaron ramen – prawilny, z samodzielnie przygotowanym kansui. Oczywiście podzielę się nimi z Wami w najbliższym czasie. I czy wspominałam już, że te dania są idealne na lato?

Czy warto?

Mimo, że to nie są warsztaty dla profesjonalistów, absolutnie w niczym to im nie ujmuje. O kuchni japońskiej trochę wiem, a mimo to dowiedziałam się jeszcze więcej. Na przykład tego, że przygotowując tororo czyli ucierając pochrzyn zwany yamem, warto mieć rękawiczki, bo czasem potwornie uczula. Oraz, że jeśli japoński szef kuchni mówi, że jak ogórki mają być pocięte na 0,4 mm, to 0,5 mm oznacza stanowczo za grube plasterki.

Jeśli będziecie mieli okazję to koniecznie się wybierzcie na to wydarzenie. Mochiko poleca 🙂

0 komentarz
7

Zobacz też

Zostaw komentarz